Ruszamy rano. Dziś mamy przejść najdłuższy odcinek naszej wycieczki – ponad 30 km. Nic nie pomagają żelowe plastry na piętach. Każdy krok to uderzenie bólu. Bólu wyłączającego percepcję czegokolwiek dookoła. Najgorzej, gdy droga wiedzie pod górę. A podejść ma być dziś dużo.
Vuomahytta – Dividalshytta
Wyruszamy o 8 rano, dziś jeszcze większy kawałek przed nami. Zjeżdżamy do doliny Anjavassdalen. Początkowo jest fajnie, potem trochę kluczymy pomiędzy drzewami. Idzie nam sprawnie, szybko osiągamy dno doliny. Pogoda dopisuje, świeci słońce. Tylko trochę jest za ciepło. Na dnie doliny znajdujemy ślad narciarski i kierujemy się wzdłuż niego.
Gaskashytta – Vuomahytta
Dziś czeka nas bardziej ambitny kawałek niż wczoraj. Wstajemy o 6:30 i wyruszamy o 8:30. Droga rozpoczyna się stromym zjazdem do jara pomiędzy drzewami. Mijamy pieski z zaprzęgów przywiązane do długiej liny koło obozowiska maszerów. Wkrótce rozpoczynamy bardzo strome podejście – wychodzimy z jara. Nasze niby-pulki co chwila staczają się po nierównej powierzchni, zaczepiają o drzewa i generalnie nie chcą współpracować. Mi też by się nie chciało na ich miejscu ;). Tak stromo pod górę?
Altevashytta – Gaskashytta
Pospaliśmy sobie do 7:30. I jakoś nie spieszyło nam się rano, tak więc wyruszyliśmy o 10:30. Dziś nie mamy wiele do przejścia – ok 10 km. Ruszamy śladem skutera, oznaczonym dodatkowo tyczkami. Ślad omija całe Innset od północnej strony. Śnieg jest ubity i zmrożony. Bez fok praktycznie nie dało by się iść.
Lappjordhytta – Altevashytta
Wychodzimy około 9:30. Idziemy pod górę. Warunki takie sobie. Pada śnieg, ciepło, dodatnie temperatura, a więc wilgotno. Śnieg klei się do fok. Idzie się ciężko. Docieramy na grzbiet. Odklejam foki od nart. Jest prawie płasko. Wolę czasem podchodzić jodełką niż męczyć się z kilogramami przyklejonego śniegu do każdej foki.
Björkliden – Lappjordhytta
Pociąg spóźnia się tylko 15 minut, co jest dużym sukcesem w porównaniu z rokiem ubiegłym (patrz Riksgränsen – Stuor Karpel). Niestety pogoda nam nie sprzyja. Temperatura jest dodatnia. Ruszamy trasą do biegania. Jedzie się dobrze, trafiają się dłuższe zjazdy. Poza tym, że jest wściekle gorąco (kilka stopni powyżej zera), to pogoda jest ok. Trochę słońca, trochę chmur, trochę deszczu.
Skandynawia po raz czwarty
Kolejna wiosenna wycieczka narciarska do Skandynawii zaczyna się 2 kwietnia 2010. W tym roku jedzie nasz trzech: Marcin, Sergiusz i ja. Tradycyjnie już lecimy Wizz’em do Sztokholmu, gdzie wsiądziemy w pociąg do Narviku.
Kilopää – Ivalo – Helsinki – Warszawa
Porannym autobusem jedziemy do Ivalo. Mijamy Saariselkä, gdzie tydzień temu zaczynaliśmy nasz trekking. Na lotnisku odprawiamy się, dowiadujemy, że lot opóźni się o ponad godzinę z powodu wymiany samolotu. Już wiemy, że stracimy poranne połączenie do Warszawy i dolecimy dopiero późnym wieczorem. Na pocieszenie Finnair daje talon na balon, czyli voucher na śniadanko za 8 EUR. W Helsinkach mamy odebrać podobny na obiad.
Suomunruoktu – Kilopää
To już ostatni dzień na nartach. Pogoda nieco się zmieniła – poranek jest pochmurny. Wychodzimy z chatki i ruszamy w górę doliny. Szlak jest przetarty, idzie się bardzo dobrze. Natrafiamy na niewielką chatkę z drewutnią, gdzie robimy sobie krótki odpoczynek.
Tuiskukuru – Suomunruoktu
Dziś wstajemy normalnie – o 6 rano. Pogoda nadal wspaniała, a trasa łatwa i widokowa, pomimo tego, że przebiega dosyć nisko i nie wchodzi na góry. Na gałązkach rzadko rosnących drzew utworzyła się szadź w formie bardzo dużych igiełek i płytek lodowych. Skrzy się to wszystko w słońcu i wygląda wspaniale. Poruszamy się przetartym szlakiem – tu już ruch turystyczny jest nieco większy.
Dzień w Tuiskukuru
Dzisiejszy noc ponownie spędzimy w Tuiskukuru. Rano Finowie wychodzą, a my wybieramy się na wycieczkę na lekko. Pogoda wspaniała. Nocą temperatura spadła do -26 stopni, rano mamy piękne słońce i niewielki (ok -10 stopni) mrozek. Ruszamy na nartach na okoliczne górki, z których najwyższa ma ok 540 m. npm. Wycieczka jest bardzo przyjemna, z góry, przy doskonałej widoczności widać delikatnie pagórkowaty teren parku im. Urho Kekkonnena. Tam, gdzie teren jest już odsłonięty wieje wyraźnie odczuwalny wiatr.
Lanköjärvi – Tuiskukuru
Pogoda robi się zła. Temperatura rośnie do ok. zera stopni. Wszystko zaczyna się topić. Dzień dla mnie rozpoczyna się fatalnie. Śnieg klei się do fok, tak, że nie da się iść. Po zdjęciu fok śnieg klei się do nart. Jakiś czas wytrzymuję co chwila zdzierając śnieg ze ślizgów, ale długo się tak nie da. Oczywiście już dawno jestem z tyłu, pozostali muszą na mnie czekać. Mam podstawowy zestaw smarów, a więc postanawiam użyć tego żółtego – na ten zakres temperatur. No i dopiero się zaczyna. Śnieg klei się już tylko do … smaru. I to jak.
Kivipää – Lanköjärvi
Rano nasz współlokator wstaje przed nami. Jest to pan w dosyć zaawansowanym już wieku. Komunikację utrzymuje na bardzo podstawowym poziomie. Poza „dzień dobry” dialog rozwija się dopiero wtedy, gdy pyta nas, czy przez przypadek nie spakowaliśmy gdzieś jego butelki na picie.
Saariselkä – Kivipää
To pierwszy dzień z bagażem. Pogoda niestety nie jest już taka jak wczoraj. Jest pochmurno i szaro. Po kilkuset metrach jazdy po trasie biegowej schodzimy na ślad skutera śnieżnego, który doprowadza nas do wejścia do parku narodowego. Trochę musimy poczochrać się po lesie, warto przykleić foki, bo na samej łusce ciężko. Wychodzimy powyżej granicy lasu, aby skusić się niebawem na miło wyglądający wąwozik.
Okolice Saariselkä
Plan na dziś to wycieczka na lekko, ze startem i metą w Saariselkä. Piękna, słoneczna pogoda, doskonale przygotowane trasy biegowe. I dużo ludzi w każdym wieku korzystających z przyjemności biegania na nartach. Z naszym nieco cięższym sprzętem nie bardzo tu pasujemy, ale na szczęście nie cały dzień spędzimy na trasach biegowych.
Warszawa – Saariselkä
Wylatujemy z Warszawy liniami Finnair do Ivalo. Jest nas pięcioro: Ela, Piotr, Marcin, Sergiusz i Piotr. Nasz zamiar to kilkudniowa wycieczka narciarska w fińskiej Laponii, w parku narodowym im. Urho Kekkonnena. Nocować zamierzamy w chatkach samoobsługowych na terenie parku.