Ten tekst powstał na moim blogu Andy Patagonia 2008 i został stamtąd skopiowany z zachowaniem daty wpisu.
Dziś krótko, bo za chwile zamykają tę kafejkę internetowa. W górach byliśmy 6 dni, z tego 4 trekking z plecakiem, 1 wycieczka na lekko i ostatni dzisiejszy – trochę odpoczynku, powrotny rejs po jeziorze Grey, z przepłynięciem tuż przed czołem lodowca Grey i przejazd do Puerto Natales. W czasie pierwszych 4 dni pokonaliśmy 89 km w poziomie i ok. 6600 m podejścia ze średnią prędkością 4.1 km/h. Danych z 5 dnia nie mam, bo nie zmieniłem na czas akumulatorków w GPSie.
Zrobiliśmy tak zwany trekking „W”, którego nazwa pochodzi od litery W, którą ów trekking kreśli na mapie. Niektóre odcinki pokonuje się tam i z powrotem, ale warto. Szliśmy od zachodu na wschód i moim zdaniem jest to ciekawszy kierunek, ze względu na niesamowite krajobrazy, które widać po drodze wzdłuż jeziora Nordenskjolda. Widzieliśmy wieże Torres del Paine i cały masyw skalny, którego są częścią.
Pogoda była łaskawa, jednak patagońskie wiatry dały znać o sobie; w porywach mogły przekraczać 150 km/h. Nawet z plecakiem nie łatwo było utrzymać się na nogach w jednym miejscu. Wiatr przestawiał nas jak chciał.
Dziś już nie będzie ani zdjęć, ani bogatszego opisu. Jak tylko czas pozwoli nadrobię zaległości. Jutro jedziemy z powrotem do Argentyny, do El Chalten przez El Calafate, a tam czekają na nas Cerro Torre i Fitz Roy.
Mapka naszego trekkingu dodana 20.03.2009
[sgpx gpx=”/wp-content/uploads/gpx/Torres_del_Paine_filtered_50.gpx”]
Więcej zdjęć z Torres del Paine.