Dookoła Wojciech(ów)

utworzone przez | 3 sierpnia 2010 | Na rowerze, Polska na weekend | 0 komentarzy

Przejażdżka odbyła się 11 lipca 2010.

Mam trochę ponad dwie godziny przed odjazdem z miłego miejsca, jakim są Wojciechy. Za mało na wycieczkę (ta liczy się dopiero po przejechaniu 50 km), ale w sam raz na małą przejażdżkę. Wyruszam starą, poniemiecką drogą, pięknie obsadzoną drzewami. Gdzieniegdzie zachowały się nawet resztki bruku.

Po niecałym kilometrze skręcam pod górę w las. Choć podłoże jest twarde, to woda wyżłobiła tu głębokie koleiny. Zanikają, gdy droga przestaje biec pod górę. Jadę lasem aż docieram do skrzyżowania. Jeden wariant znam, doprowadzi mnie do Nowych Mieczysławów, choć pod koniec będzie to droga bardziej piesza niż rowerowa. Postanawiam pojechać innym wariantem. Kieruję się na południe. Las zmienia się w zagajnik a ja poruszam się wzdłuż mokradeł. Droga staje się coraz bardziej zarośnięta. W końcu wyjeżdżam na łąkę, gdzie po drodze został tylko niewielki ślad.

Mogę się wreszcie rozejrzeć dookoła, las nie ogranicza widoczności do pierwszego planu. Teren jest bardzo fajny, pofałdowany, urozmaicony. Trzymam się śladu po drodze, który doprowadza mnie do zwykłej, polnej drogi. Ta z kolei wiedzie do Włodowa.

We wsi skręcam na południe. Czeka mnie teraz niemalże trzykilometrowy zjazd do drogi 530. Niestety, trzeba chwilami hamować, bo droga ma liczne dziury. Chyba po ostatnich ulewach, bo nie sądzę, żeby jeszcze po zimie zostały. Chociaż kto wie? Tyle u nas ważniejszych spraw niż drogi.

Zjazd kończy się przy skrzyżowaniu. Kieruję się na Brzydowo. Jazda lasem i łąką zabrała mi trochę czasu, więc na asfalcie trochę dociskam pedały. Mijam Brzydowo i dojeżdżam do Boguchwał. Tu skręcam na północ. Droga też staje się bardziej widokowa niż poprzedni odcinek. Jest też bardziej urozmaicona, pojawiają się zjazdy i podjazdy. Jazda jest dużo ciekawsza.

Mijam Książnik i po dwóch fajnych zakrętach dojeżdżam do skrzyżowania z drogą 593. Skrzyżowanie leży akurat w najniższym miejscu, więc czeka mnie podjazd. Wkrótce docieram do Miłakowa i skręcam na wschód. Zaraz za miastem rozpoczyna się bardzo fajny zjazd. Stromy i dosyć długi, znów można poczuć szum wiatru w uszach.

Mijam tablicę „Pityny” i muszę trochę przyhamować. W Pitynach muszę skręcić na południe. To już ostatni odcinek mojej dzisiejszej przejażdżki. Droga początkowo jest asfaltowa, jednak za Raciszewem asfalt kończy się. Tylko na zjazdach i podjazdach jest bruk (jakby miało to coś ułatwić rowerzyście), poza tym droga jest bita. To ta sama droga, którą wyjeżdżałem z Wojciechów niecałe dwie godziny temu. Warto ją przejechać. Prowadzi wzdłuż Pasłęki. Rozpościera się z niej widok na dolinę rzeki. Aż dziw bierze, że taka niewielka rzeczka wyrzeźbiła taką potężną dolinę. Choć nie są to góry, to dolina jest bardzo wyraźnie widoczna.

Wkrótce docieram z powrotem do Wojciechów, gdzie kończę tę krótką, ale fajną przejażdżkę. Nie było czasu na zdjęcia, dlatego zamieszczam tylko jedno, pałacu w Wojciechach, zrobione przy innej okazji.


 

Mapka i ślad

Pin It on Pinterest