Rolbik, Zbrzyca, Laska, Kaszuba i inne – dzień 4

utworzone przez | 18 lipca 2010 | Na rowerze, Polska na weekend | 0 komentarzy

Wycieczka odbyła się 6 czerwca 2010.

Dziś dzień powrotu. Opuszczamy Kaszubę z rana i jedziemy do Wdzydz. Mam trochę czasu na niewielką przejażdżkę. Planuję pojechać wzdłuż brzegu Wdzydz. Przejeżdżam przez bramę jakiegoś ośrodka i z wysokiego brzegu, poprzez las, mam widok na jezioro. Po drugiej stronie dróżki cały czas są jakieś zabudowania. W końcu mijam je, ale muszę oddalić się od jeziora. Teren robi się coraz ciekawszy, aż w końcu docieram do poziomu jeziora. Wiedzie tędy jakiś szlak, ale jest on zdecydowanie pieszy, nie rowerowy.

Znajduję miejsce, gdzie można sobie usiąść i popatrzeć na jezioro. Okolica jest bardzo ładna i choć tu gdzie jestem nie ma akurat nikogo oprócz mnie, to po drugiej stronie plażuje się kilka osób. Trochę szkoda, ale w tak popularnej okolicy takie miejsce to i tak sukces. Po pewnym czasie ruszam i trochę jadąc a trochę pchając rower przemieszczam się wzdłuż brzegu. Ścieżka nadal jest zdecydowanie piesza. Nawet mi to nie przeszkadza, miejsce jest fajne.

Docieram do asfaltu i ruszam szybciej. Chcę dotrzeć na druga stronę jeziora, do nasady jego północnego języka. Ruszam w kierunku Wąglikowic i niebawem skręcam na drogę gruntową. Dzięki temu pojadę inaczej niż wczoraj. Docieram do Czarliny. Są tam drogowskazy szlaków rowerowych, jeden z nich, według opisu, ma okrążać jezioro. Niestety dziś już nie starczy na to czasu. Zabrakłoby godziny – może dwóch. Dojeżdżam tylko na cypel za Czarliną,  ale widoki nie powalają na kolana. Wracam do Wdzydz.

Zostało mi jeszcze trochę czasu, więc jadę sobie w kierunku Olpucha aby wrócić na obiad do Wdzydz.

Pomimo kilku knajp Wdzydze są kulinarną pustynią. Decydujemy się na lokal na terenie skansenu w nadziei, że może będzie większy wybór niż gdzieś indziej. Niestety wszędzie tylko padlina. Coś tam zamawiamy, ale lepiej pominąć to milczeniem.

Na deser decydujemy się na regionalną potrawę o wdzięcznej – dźwięcznej nazwie „ruchanki”.  Jedno ruchanko Jedna ruchanka kosztuje 2.50, można odżałować. Za tę kwotę klient dostaje jakiś obleśnie tłusty racuch z cukrem pudrem. Nauczka, żeby już więcej nie polecieć na tanią ruchankę. To jest ostrzeżenie kulinarne.

A potem pozostaje powrót do domu. O dystansie na rowerze nie ma nawet co wspominać.

Pin It on Pinterest