8 kwietnia 2010.
Wstajemy o 6 i 0 9 wychodzimy. Nasi fińscy sąsiedzi z drugiej chatki wyruszają chwilę po nas. Pada śnieg, wiszą niskie chmury, jest mglisto. Niewiele widać. Finowie stosunkowo szybko nas wyprzedzają. My trzymamy się swojego tempa i ze względu na ograniczoną widoczność często kontrolujemy naszą trasę.
Poruszamy się po jeziorze otoczonym wysokimi, skalnymi ścianami. Wydaje się, że nie ma stąd wyjścia. Kierujemy się do miejsca, gdzie według mapy poziomice narysowane są najrzadziej. Przed nami, już na podejściu, majaczą się figurki Finów. Ruszamy pod górę i stosunkowo szybko doganiamy poprzednią grupkę. Podejście istotnie jest strome. Im wyżej jesteśmy, tym mniej widać.
Dochodzimy do najwyższego punktu dzisiejszego dnia i całej naszej wycieczki. 1209 m. npm. Stąd droga wiedzie w dół doliny. Bardzo przydaje się GPS z zaznaczonym szlakiem. Otoczyła nas biała ciemność, tylko czasami widać zarysy kamieni i głazów. Zjeżdżamy w dół. Powoli, bo niewiele widać i nie wiadomo jak duże jest nachylenie. Chwilami wiatr rozwiewa chmury i gdzieś z góry docierają do nas promienie słońca. Wtedy można się przez chwilę rozejrzeć po okolicy.
Stosunkowo szybko docieramy do rozejścia szlaków na Gautelis, gdzie chcą udać się Finowie i do Skoaddejavri. Im niżej zjeżdżamy, tym więcej widać. Dolina cały czas wiedzie w dół. Jest dosyć ciepło, ok. 0 stopni i śnieg zaczyna kleić się do fok. Na szczęście bez fok daje się iść – przez noc spadło trochę śniegu i twarda skorupa pokryta jest świeżym, choć wilgotnym śniegiem. Wkrótce doganiają nas Finowie. Zrezygnowali z chatki Gautelis na rzecz Skoaddejavri. Nie widzieli drogi i chyba zdecydowali się pójść po naszych śladach. Mijają nas.
Docieramy do zapory nad jeziorem Gautelis. Jeszcze wczoraj rozważaliśmy skrót przez to jezioro. Na szczęście porzuciliśmy ten pomysł. Gautelis jest jeziorem zaporowym, jego poziom zmienia się, lód jest popękany. Przy brzegach widać lodowe ściany, które powstały po obniżeniu się poziomu wody. Nawet gdyby udało się nam przejść przez jezioro to pewnie trudno byłoby z niego wyjść.
Zapora robi wrażenie. Długi wał ziemny, prawie jak grań, szeroki na ok. 2 metry. Po obydwu stronach jego zbocza opadają stromo w dół. A najciekawsze jest to, że nie ma żadnej obsługi. Po zachodniej stronie stoi niewielka, zamknięta na głucho, betonowa budka. Przechodzimy na drugą stronę grzbietem zapory.
Dalsza droga oznaczona jest palikami. Wchodzimy na grzbiet wzgórza i podziwiamy widoki. Od poranka pogoda nieco się poprawiła, przez chmury prześwituje słońce, jednak niebo nie jest niebieskie. Razem z ośnieżonymi górami i przedziwnymi formami utworzonymi przez zapadający się lód na jeziorze wszystko staje się niezwykłą fototapetą.
Zjeżdżamy do doliny, aby rozpocząć podejście pod następny grzbiet. Po pewnym czasie nasz szlak odchodzi w bok od głównej doliny. To już „ostatnia prosta” przed noclegiem. Może trochę długa, ale do przejścia jest już mniej niż więcej. Pniemy się pod górę aż docieramy do kolejnego płaskowyżu ze wspaniałym widokiem. Jeszcze czeka nas kawałek drogi po płaskim a potem zjazd w dół. Po którymś z kolejnych skrętów oczom naszym ukazują się domki Skoaddejavrihyttene.
Skoaddejavri to 2 domki i kibelek. Finowie zajęli mniejszy, my idziemy do większego. To naprawdę duży domek. Ma 10 miejsc noclegowych i spory salon pełniący jednocześnie funkcję kuchni. Oczywiście w pełni wyposażony. Wodę trzeba przynieść z przerębla na jeziorze. Najłatwiej na nartach.
Pod wieczór przychodzą do nas dwie Finki z domku obok. Rozmawiamy chwilę, goście wychodzą a my szykujemy się do spania.
Niefiltrowana statystyka z GPS:
- Odległość: 22.8 km
- Czas marszu: 6h 20 min
- Czas postoju 3h 10 min
- Suma podejść: 1390 m
- Suma zjazdów: 1476 m