Wycieczka odbyła się 6 czerwca 2009.
Trzy weekendy bez wyjazdu to o trzy za dużo. Ponieważ ICM znowu straszy deszczem w niedzielę, decydujemy się na krótki, półdniowy wypad gdzieś blisko. Zresztą w niedzielę i tak trzeba spełnić obowiązek obywatelski i znowu wskazać drobiowi jego miejsce – tym razem w Europie. Decydujemy się na Pojezierze Brodnickie, gdzie w sobotę ma być ładna pogoda.
Do Brodnicy docieramy koło południa. Stara część miasta, a zwłaszcza rynek sprawia bardzo dobre wrażenie. Odnowione kamienice, zamkowa wieża, stara studnia; co najważniejsze – miejsce tętni życiem. Zainteresowani zwiedzaniem miast na pewno znajdą tu coś dla siebie na kilka chwil. Warto pamiętać, że w sobotę do godziny 14 obowiązuje opłata za parkowanie w mieście.
Pora jest akurat na wczesny obiad. Jeden z lokali przy rynku nazywa się „Baalbek”, podają tu pizzę i temu podobne dania. Jest kawa z ekspresu, więc decydujemy się na posiłek właśnie tutaj. Polskiego smaczku potrawom dodaje fakt, że najpierw trzeba wybrać danie i zapłacić, potem można zostać obsłużonym. Cóż, jak się okazuje ładny wygląd miasta to jeszcze nie wszystko. Widać właściciel miał złe doświadczenia.
Pizza jest poprawna, tylko zamiast sosu pomidorowego podają ketchup. Za to zestaw surówek jest wprost olbrzymi i dobry. Test kawowy – poprawny. Mały wybór dań bezmięsnych.
Po obiedzie jedziemy do Zbiczna, gdzie zostawiamy samochód i przesiadamy się na rowery. Ruszamy w kierunku jeziora Sosno. Droga asfaltowa wiedzie wzdłuż wschodniego brzegu tego pięknego jeziora i kończy się wraz z północnym końcem jeziora. Wjeżdżamy na drogę leśną.
Ostatnie dni obfitowały w deszcze. Dzięki temu leśne drogi są twarde, praktycznie nie ma na nich piachu. To bardzo ułatwia nam jazdę. Wzdłuż drogi wyznakowany jest niebieski szlak.
Dojeżdżamy do perełki Brodnickiego Parku Krajobrazowego – jeziora Mieliwo. To przepiękne rynnowe jezioro wciśnięte pomiędzy zalesione, strome brzegi jest chyba jednym z najpiękniejszych jezior Parku. Wzdłuż wschodniego brzegu wije się leśna droga, którą wiedzie niebieski szlak. Zatrzymujemy się kilka razy robiąc zdjęcia i podziwiając powalone drzewa, których konary nikną w wodzie.
Dojeżdżamy do drogi szutrowej, która wiedzie obok leśniczówki Rosochy. Mijamy jezioro Głowińskie i dojeżdżamy do wsi Ostrowite. Dalej mamy już asfalt. Przed Łąkorkiem zatrzymujemy się na chwilę aby sfotografować maki na polu rzepaku. Szkoda, że rzepak już prawie całkiem przekwitł. To już nie ta żółć, co miesiąc temu.
Dalsza droga wiedzie przez Łąkorz, do drogi 538 w pobliżu Wawrowic. Przy skrzyżowaniu skręcamy na południe i jedziemy do Tereszewa przez Otrębę, Wielkie Bałówki i Tomaszewo. W Tereszewie skręcamy w kierunku Cichego. Tuż za wsią zaczyna się długi, fajny zjazd. Bez pedałowania można się tu rozpędzić prawie do 40 km/h. A jak się trochę pokręci to jest prawie 50. Mijamy jezioro Partęczyny. W czasie wakacji okolica jest nieciekawa, w poliżu znajduje się wielki ośrodek wypoczynkowy i kemping. Na szczęście teraz nie ma tu prawie nikogo.
Z Cichego czeka nas ostatni, kilkukilometrowy odcinek do Zbiczna. Najpierw mamy zjazd, a potem długi podjazd. Wkrótce docieramy do samochodu. Gdy wyjeżdżamy z Brodnicy spadają pierwsze krople deszczu.
Poniżej mapa i kilka zdjęć. Ten wyjazd nie dostarczył wielu zdjęć. Spieszyliśmy sie, aby jeszcze wrócic do Warszawy.
Warto zwrócic uwagę na profil trasy. Zaczynaliśmy w tym samym miejscu, a według altimetru skończylismy niżej. Widać, jak gwałtownie spadło ciśnienie tego dnia.