Debark – Sankaber

utworzone przez | 18 stycznia 2011 | Dalekie kraje, Etiopia | 0 komentarzy

27 października 2010.

Kończymy śniadanie około 8 rano. Przed hotelem leżą masze bagaże i zakupy na drogę. Trwa ładowanie wszystkiego na muły, czemu towarzyszą liczni kibice. W międzyczasie poznajemy naszego scout’a. Nazywa się Workie i jest podobno bardzo doświadczony. Jego kałasz wygląda bardzo porządnie, on sam też sprawia wrażenie właściwego człowieka na właściwym miejscu.

Udajemy się jeszcze do piekarni, aby kupić około setki tutejszych chlebków na całą drogę. Jest to w zasadzie duża biała bułka. Smaczna, bo pieczona bez żadnych chemicznych dodatków. No i mamy teraz cały worek bułek. Muł się ucieszy.

Droga biegnie wzdłuż targu, gdzie wczoraj kupowaliśmy warzywa. Dookoła naszej grupy pojawiają się co chwila małe dzieci, chcą dotknąć, wziąć za rękę. A wszystko z uśmiechem i dziecięcą radością.

Rozmawiamy z naszym przewodnikiem. Salomon i jest z wykształcenia prawnikiem. Pochodzi z Debark i planuje w przyszłości założyć własną firmę obsługującą turystów w Górach Siemen. Okazuje się, że wielu młodych Etiopczyków planuje swoją przyszłość, rozwija własne interesy i wiąże swoją przyszłość z turystyką.

Wychodzimy poza ostatnie zabudowania Debark. Przed nami rozległa dolina. Schodzimy w dół i poruszamy się raz bliżej raz dalej niewielkiej rzeczki, która ową dolinę wyżłobiła. Spotykamy po drodze okolicznych mieszkańców niosących zbiory z pól. Tutaj też często otaczają nas dzieci.

Nasza ścieżka przekracza rzeczkę i stromo wspina się do góry po zboczu doliny. Jest ciepło i podejście w słońcu nie jest czymś szczególnie przyjemnym, lecz w końcu wychodzimy na skraj wąwozu. Tuż obok przebiega droga przecinająca Góry Siemen ze wschodu na zachód. Na drodze grupka małych dzieci klaszcze, śpiewa i wykonuje tutejszy taniec polegający na poruszaniu barkami. Na trasie spotkamy jeszcze wiele takich dziecięcych grupek. Wszystkie te dzieciaki sprzedają plecione pamiątki; jakieś koszyczki, czapki itp.

Po krótkim odpoczynku ruszamy dalej. Teraz idziemy drogą, aż do momentu, kiedy na wzgórzu widzimy hotel „Siemen Lodge”. To jedno jedyna takie miejsce w tych górach, na szczęście dosyć dobrze wpasowane w tutejszy krajobraz. Droga wspina się do hotelu, my skręcamy na ścieżkę i omijamy hotel.

Choć Salomon jest przewodnikiem, to pierwszy idzie Workie i pokazuje nam taką drogę, aby zobaczyć to, co najbardziej atrakcyjne. Przechodzimy przez wszystkie punkty widokowe i podziwiamy niesamowite urwisko, wzdłuż którego się przemieszczamy. Widoki są niebywałe i niespotykane. Stoimy na krawędzi przepaści, za plecami mamy łagodnie pofalowany płaskowyż, pod nami kilkusetmetrowa ściana, gdzieś w dole naturalne tarasy z szachownicą pól i poletek. Gdzieniegdzie widać skupiska chatek. W oddali, niemalże na horyzoncie, samotne góry o pionowych ścianach, oderwane od reszty płaskowyżu jak góry lodowe od lodowca.

Mamy też okazje spotkać nasze pierwsze dżelady. Zupełnie nie zwracają uwago na ludzi, choć po przekroczeniu pewnego dystansu powoli oddalają się od człowieka. Dżelady są endemitem, a ich charakterystyczny znak to krwawiące serce, czyli odsłonięty, czerwony płat skóry na piersi.

Małpki żyją w stadach po kilkadziesiąt sztuk, jedno stado to jedna rodzina, z jednym samcem – przywódcą. Pozostał członkowie stada to samice z małymi i młode samce, które jeszcze nie poszły na swoje.

Pod wieczór docieramy do Sankaber. Wkrótce Salomon woła nas na kolację. Jaju przygotował wspaniałe jedzenie (i tak będzie już co dzień). Na koniec pierwszego dnia mamy jeszcze niespodziankę dla naszych pracowników. Przywieźliśmy ze sobą trzy czołówki, które wręczamy przewodnikowi, scout’owi i kucharzowi. Są bardzo zadowoleni i codziennie będą ich używać.

Niefiltrowana statystyka z GPS:

  • Przebyta droga: 24.47 km
  • Suma podejść: 1024 m
  • Suma zejść: 764 m
  • Maksymalna wysokość: 3282 m npm
  • Minimalna wysokość: 2799 m npm

Zobacz zdjęcia z Gór Siemen

Pin It on Pinterest