Ten tekst powstał na moim blogu Andy Patagonia 2008 i został stamtąd skopiowany z zachowaniem daty wpisu.
Dotarliśmy do Puerto Natales. To małe miasteczko w Chile, które jest początkiem każdej drogi do Torres del Paine. Przejazd autobusem z El Calafate zajął nam ponad 6 godzin i nie było już możliwości pojechania dziś w góry. Tak wiec trekking rozpoczniemy jutro. Planowana trasę zrobimy w druga stronę, tak będzie efektywniej ze względu na uwarunkowania transportowe, o których się na miejscu dowiedzieliśmy.
Do Chile teoretycznie nie wolno wwozić żadnych produktów roślinnych i zwierzęcych. Na granicy obawialiśmy się, czy nie stracimy całego naszego jedzenia na trekking, ale kontrola była bardziej formalna niż rzeczywista. A zresztą jedyną rzeczą nieodtwarzalna są liofilizaty, resztę można kupić na miejscu, w małym Puerto Natales supermarket jest zaopatrzony lepiej niż w turystycznym El Calafate.
W odróżnieniu od tego ostatniego, Puerto Natales jest przyjemnym, spokojnym miasteczkiem. Owszem, pełno tu sklepów turystycznych, agencji, różnego rodzaju noclegów i restauracji, ale całość nie robi takiego fatalnego wrażenia jak El Calafate czy Krupówki. No i jest znacznie taniej.
Tak wiec następny post za minimum 5 – 6 dni.