Krejwiany, Ejszeryszki, Maszutkinie…

utworzone przez | 19 sierpnia 2009 | Na rowerze, Polska na weekend | 1 komentarz

Wycieczka odbyła się 19 lipca 2009.

Dziś czeka nas jednodniowa wycieczka. Jesteśmy w Krejwianach, na północnej Suwalszczyźnie. Wyruszamy w kierunku granicy litewskiej i kilkaset metrów jedziemy asfaltem mijając litewskie słupki. W tym miejscu już nie widać, że kiedyś była to granica przyjaźni dwóch bratnich państw, z dwoma rzędami drutu kolczastego i zaoranym pasem ziemi pomiędzy nimi. Teraz, we wspólnej Europie nawet nie widać, że była tu kiedyś granica, a wąskie, wiejskie drogi pokryte są nowym asfaltem.

Oddalamy się od granicy objeżdżając Krejwiany, które składają się z zaledwie kilku gospodarstw położonych na znacznej przestrzeni. Jedziemy w kierunku Wiżajn podziwiając krajobraz dookoła. Te wszystkie małe wzgórza i zagłębienia terenu, niewielkie jeziorka przeplatają się tu ze sobą tworząc niepowtarzalny widok. W międzyczasie mijamy następne wsie za Krejwianami, czyli Ejszeryszki i Maszutkinie aby dotrzeć do Wiżajn.

Wiżajny to podobno polski biegun zimna. Nie sprawdzimy jednak tego tym razem. Zamiast tego objedziemy jezioro Wiżajny. Przy wyjeździe zatrzymujemy się na chwilę, oglądając zbiórkę bocianów w szeregu na gnieździe. Z daleka uwagę przyciąga jeszcze cmentarna brama, ale z bliska nie jest jakoś specjalnie atrakcyjna.

Jedziemy asfaltem, choć na mapie droga nie jest zaznaczona jako utwardzona, asfalt jest zaś nowy. Mijamy Wiłkupie i jesteśmy na północnym krańcu jeziora Wiżajny. Tu asfalt się kończy, a dalsza droga jest szutrowa. Jeszcze niedawno cała droga dookoła jeziora była taka jak tutaj.

Zmienia się powoli pogoda. Gdy wyjeżdżaliśmy było słonecznie i upalnie, wręcz duszno. Teraz niebo jest zachmurzone, tak jakby poranna aura wskazywała na zbliżającą się burzę. Ano zobaczymy.

Mijamy Stankuny, gdzie prawie każda zagroda prowadzi małą stadninę i agroturystykę. Okazuje się, że mieszkańcy północnej Suwalszczyzny dobrze odnaleźli się we współczesności. Zaraz za wsią znowu pojawia się asfalt. Droga wznosi się i opada wijąc się przez urozmaicony, polodowcowy krajobraz. Pola, lasy, kępy drzew i jeziora tworzą charakterystyczną dla tego regionu całość. Wszystkie te górki i dolinki nie są może imponująco wielkie, ale bardzo malownicze i takie na ludzką skalę. Nie są tak imponujące i budzące respekt oraz instynkty zdobywcy jak wielkie góry; zamiast tego skłaniają do relaksu i podziwiania małych form.

Dodatkowym elementem tutejszego krajobrazu są krowy. Jest ich tu bardzo dużo. W zasadzie wszystko, co nie jest tu lasem, polem czy jeziorem jest pastwiskiem. Co ciekawe, dosyć często widać tu krowy brązowe, to zdaje się stara, zanikająca już polska rasa tych zwierzaków. Minusem tego są liczne pastuchy elektryczne rozdzielające pastwiska. Praktycznie każdy drut wiszący nad ziemią kopie.

Innym elementem dzisiejszego krajobrazu Suwalszczyzny są siłownie wiatrowe. Widać ich tu naprawdę wiele, stoją zgrupowane po kilka sztuk. Ciekawe tylko, dlaczego nie wszystkie pracują pomimo tego, że wiatr jest dosyć silny.

Przez Burniszki dojeżdżamy znowu do Wiżajn. Następny punkt programu to miejsce, gdzie spotykają się granice Polski, Rosji i Litwy. Ruszamy drogą w kierunku Żytkiejm ciesząc się stromymi zjazdami i wdrapując powoli pod górę na nie mniej stromych podjazdach.

Miejsce styku granic leży kilkadziesiąt metrów na północ od drogi. Gdy tylko tam docieramy zaczyna padać. W ciągu kilkudziesięciu sekund pierwsze, pojedyncze krople zamieniają się w ulewę. Lewo zdążyliśmy założyć kurtki. Dookoła już biją pioruny. Miejsce jest odkryte, więc szybko się ewakuujemy, aby znaleźć jakieś tymczasowe schronienie. Boczny wiatr jest tak silny, że trzeba bardzo uważać, aby się z rowerem nie przewrócić. Przy jednej z zagród widzimy altanę, gdzie chowamy się przed burzą uprzednio pytając gospodarzy.

Burza jest solidna. Pioruny uderzają w odległości kilkuset metrów a z nieba leje się ściana wody i pada grad wielkości dwuzłotówek. Temperatura znacząco spadła i jest dosyć chłodno. Na szczęście cały burzowy spektakl nie trwa długo. Po około 20 minutach deszcz ustaje, a my możemy udać się w dalszą drogę. Wracamy do miejsca spotkania trzech granic, aby po obejrzeniu i zrobieniu zdjęć ruszyć w kierunku Żytkiejm.

Droga jest bardzo malownicza. Wije się licznymi zakrętami w górę i w dół, po obydwu jej stronach rosną wiekowe drzewa. Trzeba mieć nadzieję, że taką pozostanie, szkoda by było, gdyby jakiś barbarzyńca wpadł na pomysł wycięcia drzew, jak stało się to w innych miejscach w Polsce. Ciekawe, że wystarczy tylko przekroczyć Odrę, żeby przekonać się, że takie aleje podlegają ochronie.

Żytkiejmy to niewielkie miasteczko. Jedną z jego atrakcji jest budynek byłej stacji kolejowej przy nieistniejącej już linii. Znajduje się już za miasteczkiem, toteż tym razem nie będziemy go oglądać, nie jest nam po drodze. Ruszamy w kierunku Skajzgir.  Po drodze, w oddali na łące widzimy pięć pasących się żurawi.

W Skajzgirach kończy się asfalt. Polnymi drogami jedziemy na wschód. Zaraz za wsią mijamy jeden z wiatraków produkujących prąd. Ten akurat się kręci. Najbardziej jednak zaskakujący jest hałas, który powstaje podczas pracy. Potężne śmigło przecina powietrze powodując bardzo głośny szum.

Mijamy jezioro Mauda i polnymi drogami dojeżdżamy do Oklin. Stąd asfaltową drogą docieramy ponownie do Wiżajn. Odcinek od Oklin do Wiżajn jest bardzo atrakcyjny krajobrazowo, podobnie jak cała tutejsza okolica. A co najważniejsze jedzie się wiecej w dół niż w górę zaliczając długie zjazdy.

Z Wiżajn do Krejwian udajemy się znaną już drogą tylko w  drugą stronę.

Pin It on Pinterest